Aktualności
14.08.2006
Pogoń Szczecin - Prokom Arka Gdynia 0:0 (Dziennik Bałtycki)
Piłkarze Prokomu Arki Gdynia zremisowali w morskich derbach z Pogonią Szczecin 0:0. Wynik nie przynosi wstydu żółto-niebieskim, ale coraz bardziej wstydliwa jest ich indolencja strzelecka. Gdynianie jako jedyny zespół w Orange Ekstraklasie przez 270 minut nowego sezonu nie zdobyli jeszcze żadnej bramki. A bez sztuki zdobywania goli trudno marzyć o zwycięstwach.
Dla Pogoni było to pierwsze spotkanie przed własną publicznością. Gospodarze na frekwencję na pewno nie mogli narzekać - na meczu zjawiło sie około 12 tysiecy kibiców, w tym kilkuset z Gdyni - chociaż pomiędzy właścicielem klubu Antonim Ptakiem, a szczecińskimi fanami futbolu trwa swoista wojna o powrót piłkarzy ze stałego skoszarowania w Gutowie Małym, pod Łodzią, do Szczecina. Stąd na stadionie pojawił sie transparent z napisem "Pogoń szczecińska albo żadna", a z tablicy wyników usunięta została napis Pogoń, a pozostał tylko - goście. Protest szczecinian poparli też gdyńscy kibice.
Mecz od początku nie przyniósł nadzwyczajnych emocji. Obie drużyny grały zachowawczo, pod bramkami nic ciekawego się nie działo. Dopiero w 30 minucie spotkania ożywił się sektor zajmowany przez kibiców Arki. Olgierd Moskalewicz podał do Janusza Dziedzica, a ten starł sie w polu karnym z Batatą. Czy szczeciński obrońca faulował? Sędzia Marek Mikołajewski nie dopatrzyl się nieczystego zagrania obrońcy gospodarzy i nakazał grać dalej. Zresztą podobnie zachował się kilkanaście minut później, kiedy pod drugą bramką Piotr Jawny przewracał w polu karnym Łukasza Trałkę.
W tej pierwszej słabej połowie najlepszą szansę do zdobycia gola mieli goście. W 41 minucie meczu Krzysztof Przytuła bardzo dobrym prostopadłym podaniem otworzył drogę do bramki swiom kolegom. Niestety było ich dwóch, czyli o jednego za dużo. Do zagranej piłki ruszyli Damian Nawrocik i Dziedzic, a efekt był taki, że zderzyli się 6-7 metrów przed szczecińska bramką. Z tego nieporozumienia skorzystał Radosław Majdan łapiąc piłkę. Było jak w powiedzeniu "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta".
Druga część spotkania zaczęła się od ataków gospodarzy. Norberta Witkowskiego bezpośrednio z rzutu rożnego próbował pokonać Edi Andradina. W 60 minucie ten sam piłkarz Pogoni przejął dośrodkowanie Piotra Celebana - błąd obrońców Arki był ewidentny - ale z 7-8 metrów nie trafił do bramki. Trzy minuty później znowu groźnie było pod bramką gdynian. Tym razem na indywidualna akcję w polu karnym gości zdecydował sie Elton. Wprawdzie łatwo ograł obu środkowych obrońców, ale w finale tej akcji nie trafił do bramki, chociaż strzelał z kilku metrów.
Pogoń uparcie jednak dążyła do pokonania Witkowskiego, który spisywał się bez zarzutu, a na największe brawa zasłużył po obronie strzału głową Piotra Celebana. To była 70 minuta spotkania w Szczecinie i w tym też praktycznie momencie skończył się ofensywny animusz gospodarzy.
Gdynianie przetrwali te ataki i w końcowym kwadransie meczu sami ruszyli do przodu. Mieli dwie doskonałe okazje, aby zdobyć pierwsze bramki i oczywiście po raz pierwszy w tym sezonie wygrać. Niestety zabrakło szczęścia, precyzji, a pewnie też umiejętności.
Dwukrotnie z dobrej strony pokazał się wprowadzony po godzinie gry na boisko Grzegorz Pilch. Najpierw w 74 minucie uciekł po skrzydle obrońcom rywali, dośrodkował, ale zamykający tę akcje Moskalewicz nieco sie spóźnił do piłki i nie trafił w futbolówkę mając już przed sobą praktycznie pustą bramkę. Podobną akcję Pilch przeprowadził na dwie minuty przed końcem spotkania. Znowu po lewej stronie "urwał się" rywalom i podał do stojacego 5-6 metrów przed szczecińska bramką Grzegorza Nicińskiego. "Nitek" zachował się tak jak zalecają podręczniki futbolu. Przyjął piłkę i strzelił z półobrotu. Celnie, ale piłka trafiła w stojącego na linii bramkowej Ze Roberto. Szczęście Pogoni, pech Arki, a w efekcie bezbramkowy remis w Szczecinie.
Liczba meczu
0
Tyle bramek padło w Szczecinie, a Arka jest jedynym zespołem w ekstraklasie, który nie zdobył w tym sezonie jeszcze żadnego gola.
Pogoń Szczecin - Arka Gdynia 0:0
Pogoń: Majdan - Mineiro (41. Daniel), Batata II, Julcimar, Ze Roberto - Łabędzki, Trałka (57 min. Elton), Lilo (67 Grosicki), Celeban, Anderson Pedro - Edi Andradina.
Prokom Arka: Witkowski - T. Sokołowski II, Jawny, Sobieraj, Jakosz - Nawrocik (89 Kołodziejski), Przytuła, Ława, Moskalewicz, Wróblewski (79 Niciński) - Dziedzic (61 Pilch).
Żółte kartki - Michał Łabędzki, Piotr Celeban (Pogoń) oraz Krzysztof Sobieraj, Grzegorz Jakosz, Janusz Dziedzic (Arka).
Sędziował: Marek Mikołajewski (Ciechanów). Widzów 12 000.
Nie jestem zadowolony
Wojciech Stawowy
trener Prokomu Arki
- Nie ukrywam, że nie jestem zadowolony z tego remisu. Powinniśmy w Szczecinie wygrać. Wprawdzie obie drużyny miały w tym spotkaniu swoje pięć minut i bramkowe szanse, ale te nasze były bardziej klarowne. Mimo wszystko widać, że coraz lepiej gramy piłką, że stwarzamy sytuacje podbramkowe. Zatem po remisach musi przyjść czas na zwycięstwo. Może już w następnym meczu.
Zabrakło szczęścia
Grzegorz Niciński
Prokom Arka
- Grałem 11 minut, ale mogłem nam zapewnić zwycięstwo. Szkoda tej sytuacji z końcówki meczu. Jestem oczywiście zły na siebie, ale też nie mam sobie nic do zarzucenia. Podjąłem decyzję o przyjęciu podanej przez Grzesia Pilcha piłki. Zrobiłem to dobrze i natychmiast strzeliłem. Na moje nieszczęście na drodze piłki wyrósł jeszcze na linii bramkowej obrońca. On ma powody do radości, bo uratował swój zespół przed porażką, a ja mogę mówić o pechu. Nadal czekamy na pierwszą ligową bramkę i zwycięstwo. W Szczecinie na pewno byliśmy blisko tej wygranej.
Powinniśmy wygrać
Olgierd Moskalewicz
Prokom Arka
- Grałem w Pogoni, mam sentyment do tego klubu i miasta, ale w tym meczu zależało mi tylko na zwycięstwie Arki. I powinniśmy to spotkanie wygrać. Mieliśmy więcej groźniejszych akcji, więcej dobrych sytuacji do zdobycia zwycięskiego gola. Sam mogłem wpisać się na listę strzelców i pewnie by tak było, gdybym szybciej wystartował do podawanej przez Pilcha piłki. Aby wepchnąć futbolówkę do bramki zabrakło mi dosłownie milimetrów.
Janusz Woźniak
Dla Pogoni było to pierwsze spotkanie przed własną publicznością. Gospodarze na frekwencję na pewno nie mogli narzekać - na meczu zjawiło sie około 12 tysiecy kibiców, w tym kilkuset z Gdyni - chociaż pomiędzy właścicielem klubu Antonim Ptakiem, a szczecińskimi fanami futbolu trwa swoista wojna o powrót piłkarzy ze stałego skoszarowania w Gutowie Małym, pod Łodzią, do Szczecina. Stąd na stadionie pojawił sie transparent z napisem "Pogoń szczecińska albo żadna", a z tablicy wyników usunięta została napis Pogoń, a pozostał tylko - goście. Protest szczecinian poparli też gdyńscy kibice.
Mecz od początku nie przyniósł nadzwyczajnych emocji. Obie drużyny grały zachowawczo, pod bramkami nic ciekawego się nie działo. Dopiero w 30 minucie spotkania ożywił się sektor zajmowany przez kibiców Arki. Olgierd Moskalewicz podał do Janusza Dziedzica, a ten starł sie w polu karnym z Batatą. Czy szczeciński obrońca faulował? Sędzia Marek Mikołajewski nie dopatrzyl się nieczystego zagrania obrońcy gospodarzy i nakazał grać dalej. Zresztą podobnie zachował się kilkanaście minut później, kiedy pod drugą bramką Piotr Jawny przewracał w polu karnym Łukasza Trałkę.
W tej pierwszej słabej połowie najlepszą szansę do zdobycia gola mieli goście. W 41 minucie meczu Krzysztof Przytuła bardzo dobrym prostopadłym podaniem otworzył drogę do bramki swiom kolegom. Niestety było ich dwóch, czyli o jednego za dużo. Do zagranej piłki ruszyli Damian Nawrocik i Dziedzic, a efekt był taki, że zderzyli się 6-7 metrów przed szczecińska bramką. Z tego nieporozumienia skorzystał Radosław Majdan łapiąc piłkę. Było jak w powiedzeniu "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta".
Druga część spotkania zaczęła się od ataków gospodarzy. Norberta Witkowskiego bezpośrednio z rzutu rożnego próbował pokonać Edi Andradina. W 60 minucie ten sam piłkarz Pogoni przejął dośrodkowanie Piotra Celebana - błąd obrońców Arki był ewidentny - ale z 7-8 metrów nie trafił do bramki. Trzy minuty później znowu groźnie było pod bramką gdynian. Tym razem na indywidualna akcję w polu karnym gości zdecydował sie Elton. Wprawdzie łatwo ograł obu środkowych obrońców, ale w finale tej akcji nie trafił do bramki, chociaż strzelał z kilku metrów.
Pogoń uparcie jednak dążyła do pokonania Witkowskiego, który spisywał się bez zarzutu, a na największe brawa zasłużył po obronie strzału głową Piotra Celebana. To była 70 minuta spotkania w Szczecinie i w tym też praktycznie momencie skończył się ofensywny animusz gospodarzy.
Gdynianie przetrwali te ataki i w końcowym kwadransie meczu sami ruszyli do przodu. Mieli dwie doskonałe okazje, aby zdobyć pierwsze bramki i oczywiście po raz pierwszy w tym sezonie wygrać. Niestety zabrakło szczęścia, precyzji, a pewnie też umiejętności.
Dwukrotnie z dobrej strony pokazał się wprowadzony po godzinie gry na boisko Grzegorz Pilch. Najpierw w 74 minucie uciekł po skrzydle obrońcom rywali, dośrodkował, ale zamykający tę akcje Moskalewicz nieco sie spóźnił do piłki i nie trafił w futbolówkę mając już przed sobą praktycznie pustą bramkę. Podobną akcję Pilch przeprowadził na dwie minuty przed końcem spotkania. Znowu po lewej stronie "urwał się" rywalom i podał do stojacego 5-6 metrów przed szczecińska bramką Grzegorza Nicińskiego. "Nitek" zachował się tak jak zalecają podręczniki futbolu. Przyjął piłkę i strzelił z półobrotu. Celnie, ale piłka trafiła w stojącego na linii bramkowej Ze Roberto. Szczęście Pogoni, pech Arki, a w efekcie bezbramkowy remis w Szczecinie.
Liczba meczu
0
Tyle bramek padło w Szczecinie, a Arka jest jedynym zespołem w ekstraklasie, który nie zdobył w tym sezonie jeszcze żadnego gola.
Pogoń Szczecin - Arka Gdynia 0:0
Pogoń: Majdan - Mineiro (41. Daniel), Batata II, Julcimar, Ze Roberto - Łabędzki, Trałka (57 min. Elton), Lilo (67 Grosicki), Celeban, Anderson Pedro - Edi Andradina.
Prokom Arka: Witkowski - T. Sokołowski II, Jawny, Sobieraj, Jakosz - Nawrocik (89 Kołodziejski), Przytuła, Ława, Moskalewicz, Wróblewski (79 Niciński) - Dziedzic (61 Pilch).
Żółte kartki - Michał Łabędzki, Piotr Celeban (Pogoń) oraz Krzysztof Sobieraj, Grzegorz Jakosz, Janusz Dziedzic (Arka).
Sędziował: Marek Mikołajewski (Ciechanów). Widzów 12 000.
Nie jestem zadowolony
Wojciech Stawowy
trener Prokomu Arki
- Nie ukrywam, że nie jestem zadowolony z tego remisu. Powinniśmy w Szczecinie wygrać. Wprawdzie obie drużyny miały w tym spotkaniu swoje pięć minut i bramkowe szanse, ale te nasze były bardziej klarowne. Mimo wszystko widać, że coraz lepiej gramy piłką, że stwarzamy sytuacje podbramkowe. Zatem po remisach musi przyjść czas na zwycięstwo. Może już w następnym meczu.
Zabrakło szczęścia
Grzegorz Niciński
Prokom Arka
- Grałem 11 minut, ale mogłem nam zapewnić zwycięstwo. Szkoda tej sytuacji z końcówki meczu. Jestem oczywiście zły na siebie, ale też nie mam sobie nic do zarzucenia. Podjąłem decyzję o przyjęciu podanej przez Grzesia Pilcha piłki. Zrobiłem to dobrze i natychmiast strzeliłem. Na moje nieszczęście na drodze piłki wyrósł jeszcze na linii bramkowej obrońca. On ma powody do radości, bo uratował swój zespół przed porażką, a ja mogę mówić o pechu. Nadal czekamy na pierwszą ligową bramkę i zwycięstwo. W Szczecinie na pewno byliśmy blisko tej wygranej.
Powinniśmy wygrać
Olgierd Moskalewicz
Prokom Arka
- Grałem w Pogoni, mam sentyment do tego klubu i miasta, ale w tym meczu zależało mi tylko na zwycięstwie Arki. I powinniśmy to spotkanie wygrać. Mieliśmy więcej groźniejszych akcji, więcej dobrych sytuacji do zdobycia zwycięskiego gola. Sam mogłem wpisać się na listę strzelców i pewnie by tak było, gdybym szybciej wystartował do podawanej przez Pilcha piłki. Aby wepchnąć futbolówkę do bramki zabrakło mi dosłownie milimetrów.
Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |