Aktualności
23.12.2018
Stałe fragmenty "zrobiły" grę. Grad goli i piękny mecz na pożegnanie roku w Gdyni
Zwroty akcji, piękne gole i fenomenalne widowisko na pożegnanie piłkarskiego roku kalendarzowego w Gdyni. Arka w pięknym stylu odrobiła straty i choć przegrywała 0:2, to prowadziła 3:2. Ostatecznie gdynianie, po kolejnym błędzie przy rzucie wolnym, stracili jeszcze jedną bramkę i muszą zadowolić się jednym punktem.
Pierwsza połowa była swego rodzaju absurdem. Arka grała naprawdę dobrze. Gdynianie od pierwszych minut narzucili swój styl gry i stwarzali zagrożenie pod bramką Thomasa Dahne. Blisko gola był Nabil Aankour, chwilę później – jeszcze przed upływem 10 minut – goście byli o centymetry od bramki samobójczej. Znakomity strzał oddał też Damian Zbozień, który z woleja celował pod poprzeczkę, ale Dahne spisał się bez zarzutu. Właściwie jedyne błędy, jakie popełniała drużyna Zbigniewa Smółki to nierozważne faule na własnej połowie.
PRECYZJA FURMANA
Problem gospodarzy polegał na tym, że Wisła z tego co miała – stałych fragmentów gry – wycisnęła maksimum. Dominik Furman – to architekt znakomitego wyniku, jaki płocczanie mieli do przerwy, prowadząc 2:0. W 29. minucie perfekcyjnie uderzył z rzutu wolnego i było 1:0, kilka minut później precyzyjnie dośrodkował ze stojącej piłki, głową strzelał Oskar Zawada, futbolówka odbiła się jeszcze od słupka i zatrzepotała w siatce. Do przerwy, pomimo naprawdę dobrej gry Arki w pierwszych 25. minutach, było 0:2.
FENOMENALNY POWRÓT
Nie wiemy, co w przerwie powiedział swoim piłkarzom Smółka, ale musi powtarzać to częściej, bo po nieco ponad kwadransie gry był już remis. Gospodarze kontakt złapali już w pierwszej akcji po przerwie, kiedy Janota dośrodkował z rzutu rożnego, a kompletnie niepilnowany Adam Danch bez problemów pokonał bramkarza. W 62. minucie w końcu efekt przyniosły rajdy na prawym skrzydle Luki Zarandii. Gruzin często irytuje holowaniem piłki czy złymi wyborami, ale kiedy ma pomysł, trochę miejsca i precyzję – jest bezcenny. Tym razem w swoim stylu ruszył do końcowej linii, próbował dograć i choć zrobił to niecelnie, to na trybunach i tak uniósł się okrzyk radości. Skrzydłowy został bowiem powalony na murawę i Tomasz Kwiatkowski podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Janota i doprowadził do remisu, a przy okazji powiększył swój dorobek bramkowy do ośmiu ligowych trafień.
ZWYCIĘSTWO NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI
Arka grała tak, jak w pierwszych 25 minutach z jedną różnicą – tym razem była skuteczna. Po doprowadzeniu do remisu gra się uspokoiła, ale gdynianie tylko czekali na kolejny błąd defensywy rywala. Ten trafił się już w 70. minucie, ale Mateusz Młyński nie wykorzystał znakomitej szansy. Co nie udało się młodszemu koledze, świetnie zrobił Janota. To wręcz nieprawdopodobne, jak ważną postacią stał się w Gdyni pomocnik, którego transfer był z początku mocno kwestionowany. Tymczasem rozgrywający znów zapewnił drużynie Zbigniewa Smółki trzy punkty. Do asysty i gola z karnego dołożył piękne trafienie z gry, pakując piłkę pod poprzeczkę w 84. minucie.
Wydawało się, że Arce nic złego w tym meczu już stać się nie może. Gdynianie wrócili z piekła i znaleźli się w niebie. Jednak znów płocczanie pokazali, że stałe fragmenty gry mają opanowane na naprawdę wysokim poziomie. Znów dośrodkował Furman, do piłki doszedł Uryga i ustalił wynik meczu na 3:3.
Gdynianie muszą pluć sobie w brodę, bo trzy punkty mieli na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony żółto-niebiescy ze swojej postawy przez większą część drugiej połowy mogą być dumni. Odrobili straty, do zwycięstwa zabrakło im trochę koncentracji, ale rok kalendarzowy kończą po naprawdę dobrym widowisku.
Tymoteusz Kobiela
Copyright Arka Gdynia |